niedziela, 7 września 2014

"give us a poem"

   

"Give us a poem", neon work by Glenn Ligon.
"After a speech by Muhammad Ali at Harvard University in 1975, a student asked Ali to give audience a poem. Ali replied "me, we"".

     Na śniadanie zjadłam mandazi, trójkątnego sytego pączuszka, rozmawiając z Evą jak trudne jest chodzenie w butach na obcasach. Eva zrobiła herbatę. Oczywiście z mlekiem i z cukrem, czyli taką jak piją tutaj niemal wszyscy, a jakiej ja nigdy nie piję (choć tu zdarza mi się to od czasu do czasu). Ja zrobiłam dla siebie czarną kawę. Bez cukru. Dla przeciętnego Kenijczyka – obrzydlistwo nie do skonsumowania.
Wracamy do szpilek - można sobie połamać kręgosłup, a tu taka okazja, że jednak owe szpilki przywdziać powinnam. Eva ma jedne piękne, jak znalazł i z chęcia mi owe szpilki pożyczy. Z tymi szpilkami to jest tak, że niezależnie od miejsca na świecie, dla niektórych to jest po prostu wyczyn, np. dla mnie. Szpilki również występują na całym świecie. Zglobalizowanym świecie. I jak tu pisać o Afryce, o Kenii, gdy tu tyle normalnych, codziennych historii, gdy tu tyle pięknych, zdolnych ludzi, a media, jak i ludzie w naszym kraju wręcz domagają się dramatów i tragedii, egzotyki Masajów i tradycyjnych ceremonii. (Cytat z maila od siostry: „Często tu o Tobie siostro rozmawiamy, najczęściej pod kątem eboli, więc uważaj tam na siebie!", lub rada kolegi "Koniecznie odwiedź Masajów!", przy czy zaznaczam: epidemia E-boli wciąż trwa, ale w zachodniej Afryce, a prócz Masajów Kenię zamieszkuje mnóstwo, doprawdy mnóstwo innych, równie ciekawych ludzi.). Myślenie utorowane w jednym kierunku na hasło Afryka w głowie przeciętnego Polaka otwiera szuflady z napisem: bieda, wojna, piękna przyroda, egzotyka podczas gdy wiele innych, o wiele ciekawszych pozostawia zamkniętymi. Jakoś krzywdzące. 
A to właśnie zwykłe, zwyczajne, codzienne życie jest tym, co dzielimy. 

     W the "Danger of the single story" nigeryjska pisarka Chimamanda Adichie opowiada o swoich doświadczeniach związanych ze stereotypami (polecam obejrzeć:  http://www.ted.com/talks/chimamanda_adichie_the_danger_of_a_single_story). Jest po obu stronach muru zwanego stereotypem: będąc jego ofiarą i opresorem. Jako dziewczyna z tak zwanego "dobrego domu", ocenia pomoc domową jedynie w kategorii "ubogi", uniemożliwiając sobie samej dodanie kolejnych przymiotników takich jak: zdolny czy kreatywny. Później, już jako studentka w Stanach Zjednoczonych, sama traktowana jest jako ta, która nie pojęcia o świecie, bo przecież pochodzi z "dzikiej Afryki", a tam, jak wiadomo, nie ma kontaktu z cywilizacją. Miecz obusieczny w moim przypadku sprawia, że nierzadko zostaję uznana za Amerykankę, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Ani w Ameryce Południowej, ani w Azji, ani tym bardziej w Australii. O Europie nie mówiąc. Gdy grzecznie neguję i mówię, że co jak co, cokolwiek, ale Amerykanką to ja nie chcę być nazywana. Kolejny strzał pada na Kanadę. Moja biała twarz automatycznie krzyczy do otoczenia: Ameryka! Krok po kroku, powoli odczarowuję ten obraz. (Oczywiście gdy mówię, że jestem „From Poland” zazwyczaj słyszę optymistyczne „Ah, you are Dutch!”, ale to akurat zdarza się wszędzie.)

     Ostatnimi czasy skonsumowałam dwa artykuły traktujące o tym jak pisać o Afryce. Jeden napisany przez jednego z najlepszych kenijskich pisarzy Wainaina - http://autoportret.pl/2010/07/29/jak-pisac-o-afryce/ , drugi napisany przez czeskiego publicystę Tomasa Lindnera - http://respekt.ihned.cz/periferie/c1-62579190-pisme-jinak-o-africe . Podczas gdy Wainaina sprawnie posługuje się ironią i inteligentnie wytyka podstawowe utarte schematy poruszania problematyki kontynentu afrykańskiego (!), Czech próbuje w długim dyskursie ocenić dlaczego o Afryce nie powinniśmy pisać tak, jak piszemy. A piszemy o ludziach, automatycznie tworząc podziały na "my" i "wy". (Może częściej powinnam inspirować się wierszem Muhammada Ali.) Nie ważne czy jesteś w Polsce czy Kenii czy Tajlandii, tam wszędzie żyją ludzie. Tacy jak ja i ty, ludzie, którzy chcą być szczęśliwi i wolni. Banał powiesz, powiem i ja, choć nierzadko o nim zapominam. Może szukając tego co nas łączy, a nie skupiając się na dzielących nas różnicach uda nam się zwalczyć naszą "kulturową psychopatię" (używam pojęcia wykorzystanego przez Simona Anholta w http://www.ted.com/talks/simon_anholt_which_country_does_the_most_good_for_the_world , gdzie pada wiele ciekawych zdań, do których wysłuchania zachęcam szczerze. Od razu zdradzę, że Kenia jest w pierwszej trzydziestce rankingu Good Country Index!). Bo łatwo nam empatyzować z drugim człowiekiem, jeśli wygląda jak my i żyje jak my, ale jak tylko inaczej się ubiera, ma inny kolor skóry, inaczej się modli czy inaczej je, zaczynamy mieć problemy. 

     Na zakończenie, zgodnie z radą Wainiany powinnam przytoczyć jakiś cytat z Mandeli, ale myślę że wiersz Muhammada Ali i sztuka Glenna Ligona są wystarczające, żeby spełnić wymogi postawione w artykule. I  obiecuję, że spróbuję pozapełniać pozostałe szuflady w naszych głowach.


(P.S. Ażeby wprowadzić trochę więcej wątpliwości i zamieszania, przytoczę Wam również fragment z książki "Pułapki myślenia" Kahnemanna, w która właśnie się zaczytuję. Oczywiście fragment o stereotypach. Ku refleksji.
     "Normy społeczne, które wzbraniają nam korzystania ze stereotypów (np. opór wobec rasowego profilowania przestępców), okazały się bardzo korzystne, budując równość międzyludzką i bardziej cywilizowane społeczeństwo. Jednak warto pamiętać, że zaniedbywanie trafnych stereotypów z natury rzeczy sprawia, iż nasze osądy nie będą optymalne. Z moralnego punktu widzenia, opór przed posługiwaniem się stereotypami jest godny pochwały, jednak błędnym uproszczeniem byłoby mniemanie, że taka postawa nie pociąga za sobą żadnych kosztów. Te koszty są godziwą ceną za życie w lepszym społeczeństwie, jednak kiedy przeczymy ich istnieniu, to takie zachowanie – choć politycznie poprawne i dające przyjemne uczucie moralnej wyższości – z naukowego punktu widzenia nie daje się wybronić. W politycznych dyskusjach często opieramy się na heurystyce afektu – nasze stanowisko nie pociąga za sobą żadnych kosztów, a stanowiska przeciwnika nie przynosi żadnych korzyści. Stać nas na lepsze myślenie". )



2 komentarze:

  1. To żyrafę i słonia mam iść do ZOO zobaczyć? :P
    A tak na poważnie - miałam na pierwszym roku cały fakultet o stereotypach, co ciekawe w dyskusjach później nigdy nie usłyszałam na raz więcej bzdurnych stereotypowych teorii. Ludzie zaciekle ich bronili, jakby świat im się miał zawalić. Cieszę się, że przytoczyłaś na koniec Kahnemanna, bo miałam go w głowie jak czytałam, co napisałaś. Myślę, że stereotypy do pewnego stopnia są konieczne i potrzebne, żeby jako-tako funkcjonować w świecie pełnym natłoku informacji. Większość z nich też nie bierze się znikąd. Ważne, żeby wiedzieć samemu w głowie, że to jak myślę o Afryce, Romach, Amerykanach czy psychologach ;) to JEST stereotyp i nie tracić nigdy ciekawości świata i otwartości, tak żeby móc to weryfikować i poznawać lepiej rzeczywistość. Bieda, jak jesteśmy zamknięci i stereotypy nas usztywniają, tak że nie jesteśmy gotowi przyjąć nic nowego, czyli innym słowy jak mamy zakuty łeb :))
    Przy okazji, kiedyś gadałam z Amerykanką, która przyjechała do Polski i była głęboko zdziwiona, bo myślała, że u nas - tak jak w Indiach - są tylko drogi gruntowe ;-)
    Ostatnio układałam z moim bratem małym, puzzle-globus. Cholernie wielka ta Afryka. Co nam pokazujesz? Afrykę, Kenię - czy TAM gdzie jesteś? ;-) :P
    Ściskam Cię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meandry pracy naszego mózgu są nieodgadnione... Myślę, że kuczem jest świadomość.
      Nie ukrywam, że sama, mając 18 lat i dzieląc mieszkanie w Anglii z chłopakami z Botswany pytałam ich czy mają tam wieżowce i telefony komórkowe. Najważniejsze jednak, że się dowiedziałam i już wiem! Z kolei moje siostry, będąc na wymianie w Niemczech w latach 90. usłyszały od rodziny goszczącej pytania typu: czy macie tam nutellę? Kto pyta, nie błądzi:) Jeśli chcesz się dowiedzieć, to jesteś już krok dalej.

      Usuń